Mariusz Sawa
UPA i WiN w walce z totalitaryzmem 1945-1947. Dokumenty i wspomnienia, red. Bogdan Huk, Stowarzyszenie Ukraińskie Dziedzictwo, Przemyśl 2018, ss. 753, ISBN 978-83-938195-3-9.
Trudno jest przejść wobec dorobku Bogdana Huka obojętnie. Nie należy on jednak do często komentowanych publicystów historycznych. Spojrzenie Huka na wybrane fakty z polsko-ukraińskiej historii, czasem może szokujące (nie tylko chyba dla Polaków), wydaje się jednak inspirujące.
Bogdan Huk jako redaktor ukraińskiego tygodnika „Nasze Słowo” przez lata prowadził rubrykę „Językiem dokumentów”. Publikował w niej źródła dotyczące społeczności ukraińskiej w XX wieku. W wielu przypadkach zamieszczone dokumenty nie były opatrzone żadnym komentarzem, nie zawsze w całości, co mogło narażać autora publikacji na zarzut o wybiórczość, stronniczość, czy też publikowanie z zamiarem wywołania określonym ocen. Jak ważne jest pokazanie kontekstu, konfrontacja z innymi przekazami oraz wyważony komentarz nie trzeba historykom przypominać, tym bardziej, gdy publikacja skierowana jest to niewyspecjalizowanego w krytyce źródłowej czytelnika. Koronnym dziełem Bogdana Huka, monumentalnym, obszernym i zajmującym jest natomiast „Ukraina. Polskie jądro ciemności”.
W ostatnim czasie Bogdan Huk wydał książkę zawierającą kilkadziesiąt dokumentów w tym kilkanaście wywiadów z członkami podziemia dotyczącymi planów i wspólnej walki Polaków i Ukraińców (WiN i UPA) przeciwko Sowietom. Pierwszą część stanowią dokumenty, głównie protokoły przesłuchań ukraińskich i polskich konspiratorów sporządzone przez komunistyczne organa śledcze, ale także sprawozdania z polsko-ukraińskiej współpracy.
Najbardziej frapujący wydaje się rozdział wstępny zatytułowany „Między walką a porozumieniem”. Autor wysnuł w nim kilka ciekawych tez. Stoi na stanowisku, że konflikt polsko-ukraiński nie miał natury narodowościowej, etnicznej („Ukraińcy nie zabijali Polaków za to, że byli Polakami, a Polacy nie zabijali Ukraińców za to, że byli Ukraińcami”), lecz był wynikiem nałożenia się na siebie wielu czynników, w tym gospodarczych, władzy, klas społecznych. „O postrzeganiu Polaków jako ofiary zdecydowała nie esencja, ale sytuacja” – „antypolskiej akcji” nie definiowano w latach 1943-1947 tak prosto jak to się robi teraz, czyli poprzez narodowość, stwierdził Autor książki i z czym można się w znacznym stopniu zgodzić. Rzeczpospolita natomiast dla Huka to uosobienie zacofania poprzez wspieranie się na przemocy, co przesądziło o jej upadku oraz zaowocowało mordami na Wołyniu; to kraj bez wolności, podobny przez to do ZSRR. Poprzez udział w pozbawieniu Ukraińców państwowości Rzeczpospolita ponosiła także odpowiedzialność za Wielki Głód (stworzenie warunków dla Stalina umożliwiających mu zagładę) i poniosła klęskę w 1939 roku, uważa Huk. OUN z kolei to według niego siła zawsze ukierunkowana antysowiecko, której potencjał konspiracyjny został wzmocniony poprzez walkę jaką toczyła z nią władza RP. Od 1943 roku, jak sądzi Huk, demokratyzowała się. Oprócz tego powstrzymywała „bandyckie chłopstwo” na Wołyniu i utworzyła UPA, która przeprowadziła reformę rolną. Samo powstanie tej formacji było wynikiem odrzucenia przez AK wizji państwa wielonarodowego (AK mogła „bronić nie tylko Polaków”). Słabość OUN tkwiła natomiast w tym, że postawiła na chłopstwo (brak poparcia mieszczan, czy robotników), gdyż wołyński chłop nie potrzebował jej. OUN w swoich działaniach skierowanych przeciwko Polakom na Wołyniu, jak twierdzi Autor, nie miała na celu ich wymordowanie, ale sprawienie, by zmienili lojalność w celu wsparcia jej w budowaniu polsko-ukraińskiego sojuszu antykomunistycznego. W ich wyniku Polacy nie ucierpieli znacznie poza wsiami, a ich „interes polityczny i potencjał wojskowy w ogóle nie ucierpiał”, co świadczy o tym według Bogdana Huka, że celem UPA nie było zabijanie Polaków. UPA dla Ukraińców natomiast była „czynnikiem modernizacji i unarodowienia”, w przeciwieństwie do konserwatyzmu AK. Na drodze do porozumienia wszystkie swoje poczynania militarne skrupulatnie planowała i kontrolowała (zwycięstwo pod Posadowem, napad na Borownicę, Wiązownicę), po to by osłabić Polaków zmuszając tym samym do porozumienia. Zaowocowało to zawartym w maju 1945 roku porozumieniem, do którego Polacy zostali tak naprawdę przymuszeni. „Rząd polski do końca wojny błędnie oceniał możliwości Stalina”, uporczywie dążąc do politycznego unicestwienia Ukrainy – uważa Huk. Inteligencka galicyjska UHWR nie zamierzała natomiast obalać RP i stawiała na rozmowy z tymi ugrupowaniami, którym zależało na jej utrzymaniu. Stąd zrodziła się „propozycja na miarę tysiąclecia”.
Bardzo interesujące są opublikowane w książce wywiady Autora z członkami ukraińskiego podziemia. Na przykład, co może wydać się ciekawe dla polskiego czytelnika, ukraińscy rozmówcy Huka zazwyczaj nie koloryzowali na temat brutalności w OUN czy w UPA, zarówno wobec Polaków, jak i przede wszystkim Ukraińców (s. 482, 491). W wywiadach odnajdziemy wiele wzmianek o żartach na ten temat (s. 17), jak i sposobie postępowania nacjonalistów z osobami uznanymi za niepewne, bądź ich rodzinami (s. 21, 456). Członkowie ukraińskiego podziemia byli tego świadomi, nie przyjmowali tego bezrefleksyjnie, bali się swoich bezwzględnych dowódców (np. Leona Łapińskiego), mieli świadomość, że wokół nich dzieje się zło.
Odrębnie można rozpatrywać potknięcia Autora w zbiorze wywiadów z partyzantami. W kilku miejscach Huk mając wiedzę o pewnych wydarzeniach, bez wątpienia dokładną, popełnił błędy. Na przykład odnośnie do daty polskiego ataku na Sahryń podał rok 1943, zamiast 1944 („pasuje” to do potępionej niegdyś przez niektórych polskich historyków o manipulowanie faktami w celu usprawiedliwienia przez stronę ukraińską wydarzeń na Wołyniu) – s. 34, przyp. 89. Niestety Bogdan Huk nie prostuje niektórych informacji, które podawali jego rozmówcy, również tych odnoszących się do Sahrynia. Marian Gołębiewski opowiedział, że przed 10 marca 1944 r. policja ukraińska z Sahrynia zamordowała polską siostrę zakonną z siedmiorgiem dzieci (s. 88), co miało usprawiedliwiać akcję na Sahryń. Tymczasem mord na siostrze Longinie Wandzie Trudzińskiej dokonany zresztą nie przez policjantów, a oddział UPA „Korsaka”, miał miejsce w połowie maja 1944 r., a więc ponad dwa miesiące później. Podobnie ze zbrodnią dokonaną 17 marca tego roku w Oszczowie, którą Gołębiewski „usprawiedliwia” atak na Sahryń z 10 marca (s. 89). Bogdan Huk nie prostuje również błędów swoich rozmówców dotyczących nazw miejscowych, powielając je we własnych przypisach. Jest tak na przykład w przypadku wsi Machnówek, którą za Teodorem Iwanojką nazywa Machnowem (s. 510), oddalonym w rzeczywistości od Machnówka o około 20 km. Kilkadziesiąt stron dalej pisze już jednak poprawnie, o Machnówku (s. 572). W przełożonych na język polski wywiadach z członkami ukraińskiego podziemia razi brak ujednolicenia nazewnictwa miejscowości. Np. wieś Bereść występuje też jako Berest (s. 448). Podobnie jest z odmianą nazwy wsi Cichobórz (s. 455, 463, 630, 633).
Publikacja tych oraz innych nie wymienionych tutaj dokumentów sprawia, że dzieło Bogdana Huka jest wartościowe i godne uwagi. Niestety trudno uznać je w całości za naukowe. Ze względu na prezentowane we wstępie interpretacje oraz przesadne akcentowanie pewnych faktów nie można zaproponować go jako pierwszej, wprowadzającej do tematu książki osobom, które dopiero zaczynają zgłębianie polsko-ukraińskiej historii.
Tezy Bogdana Huka zaprezentowane we wstępie do książki są interesujące. Ich prezentacja jest wciągająca i atrakcyjna pod względem literackim. Niestety autor opiera je tylko na własnych przemyśleniach po analizie źródeł, których nie wymienia. Nie sięga po literaturę przedmiotu i nie konfrontuje tego co twierdzi z ustaleniami historyków. Bodajże tylko dwa razy odwołuje się w rzeczonym tekście do Omelana Pritsaka i Tymothego Snydera (s. XVI, XVII). Stąd też jakakolwiek polemika z jego tezami na gruncie naukowym wydaje się niestety niemożliwa.