Problem byłych więźniów Centralnego Obozu Pracy w Jaworznie w działalności Związku Ukraińców w Polsce

Roman Drozd

Zmiany polityczne w Polsce po 1989 r. rzutowały także na postawy ludności ukraińskiej w Polsce. Demokratyzacja życia oraz wiara w sprawiedliwość i równouprawnienie wszystkich obywateli bez różnicy na narodowość, wyznanie i pochodzenie, pozwalały optymistycznie patrzeć w przyszłość. Powszechne było przekonanie, że pozytywnie zostaną rozwiązane problemy nurtujące ludność ukraińską. W kręgu jej zainteresowań znalazły się nie tylko sprawy związane z zachowaniem tożsamości narodowej, działalnością kulturalno-oświatową, prawnym uznaniem Kościoła greckokatolickiego w Polsce, posiadaniem reprezentacji w sejmie i radach, a także kwestie historyczne, zwłaszcza zasądzenia akcji „Wisła” i jej następstw, rekompensaty za zabrane mienie oraz zadośćuczynienie osobom niewinnie osadzonym w obozie w Jaworznie. Rozwiązanie tych kwestii spadło na barki najliczniejszej organizacji ukraińskiej - Związku Ukraińców w Polsce (ZUwP), powstałego w 1990 r. na miejsce Ukraińskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego, działającego od 1956 r.

Powojenne wysiedlenia Łemków polskich w latach 1944-1950

Roman Drozd, prof. AP w Słupsku

Powojenna Polska mimo przesunięcia jej terytorium ze wschodu na zachód, nadal była państwem wielonarodowościowym. Jej obszar nadal zamieszkiwali Białorusini, Litwini, Ukraińcy i Żydzi, co prawda w znacznie mniejszej liczbie niż przed wojną, oraz Niemcy, których liczebność znacznie wzrosła. Przed nową ekipą rządzącą stanął problem opracowania polityki narodowościowej. Rozważano dwie możliwości. Pierwszą – zagwarantowanie praw mniejszościom narodowym, chociaż dokładnie nie precyzowano, o jakie swobody chodzi oraz drugą – przekształcenie Polski w państwo jednonarodowe. Ostatecznie górę wzięła ostatnia koncepcja. Sprzyjało temu stanowisko władz radzieckich, które opowiadały się za wymianą ludności między Polską a radzieckimi republikami: Białoruską, Litewską i Ukraińską oraz wysiedleniem Niemców.

Postulaty ludności ukraińskiej w Polsce w latach 1944-1989

Roman Drozd (Akademia Pomorska w Słupsku)

Zwycięski marsz Armii Czerwonej za wycofującymi się wojskami niemieckimi oznaczał dla państw Europy Środkowej i Wschodniej narzucenie im władzy komunistycznej oraz nowych granic ze Związkiem Sowieckim[1]. W przypadku Polski jej wschodnią granicę ustalono na rzece Bug i San, na co wyraził zgodę, uzależniony od J. Stalina, Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego, który zaczął pełnić rolę polskiego ośrodka władzy na terenach na zachód od nowej granicy polsko-sowieckiej.

Zamieszkali na powyższym obszarze Ukraińcy, przystąpili do organizacji w nowych warunkach swego życia kulturalno-narodowego. Zaczęły powstawać Ukraińskie Komitety Obywatelskie. Z zachowanych dokumentów wynika, że na pewno takie komitety powołano w Jarosławiu i Przemyślu. Ten ostatni, któremu przewodniczył Michał Wachniuk, 7 września 1944 r. wystąpił z odezwą do starosty przemyskiego, w której zawarł "gotowość lojalnej współpracy dla zgodnego ustosunkowania współżycia obydwu narodów"[2]. Próbę legalizacji na przełomie 1944/1945 r. podjęły także ukraińskie instytucje kulturalno-oświatowe działające przed i w czasie wojny. Z dokumentów wynika, że takie starania podjęły w Przemyślu: Ukraińskie Regionalne Muzeum „Strywihor” (działające od 1932 r.), Ukraiński Instytut dla Dziewcząt (działający od 1895 r.) oraz Towarzystwo „Bursa św. Mikołaja”[3]. Starania te zakończyły się niepowodzeniem, gdyż władze w polityce narodowościowej zaczęły przyjmować koncepcje przekształcenia Polski w państwo jednonarodowe. Temu celowi miało sprzyjać wysiedlenie z Polski mniejszości narodowych, a istniejące, czy tworzące się instytucje narodowościowe mogły utrudniać realizację tego zamierzenia.

Położenie ludności ukraińskiej po akcji „Wisła” (1947-1952)

Władze polskie starały się osiedlić  ludność ukraińską, ze względu na jej rolniczy charakter, przede wszystkim na wsi[1].  Na podstawie zachowanych szczątkowych danych można przyjąć, że w miastach, głównie małych, osiedlono około 10% deportowanych Ukraińców.  Wynika z tego, że około 90% Ukraińców osiedlono na wsi, z czego, według danych szacunkowych, ponad 80% w gospodarstwach indywidualnych, około 10% w majątkach państwowych jako robotników rolnych i około 5% w majątkach parcelacyjnych, a pozostałych jako robotników leśnych, rzemieślników itp. Na wsi umieszczano ich głównie w gospodarstwach indywidualnych. Jednak ze względu na brak dostatecznej ilości  odpowiednich zabudowań, ten sposób osiedlenia napotkał na wiele trudności. Sam fakt, że ludność ukraińska w tym czasie była ostatnią wielką grupą osadniczą, powodował, że przydzielono jej w najgorszym stanie gospodarstwa, gdyż lepsze były zajęte przez wcześniej przybyłych osadników. W województwie szczecińskim na 9 800 zajętych przez rodziny ukraińskie gospodarstw indywidualnych, aż 7 345 było zniszczonych, z czego 4 386 wymagało poważnego remontu, a 2 959 odbudowy[2]. W województwie olsztyńskim z  14 tys. wolnych gospodarstw około 10 tys.  wymagało remontu[3]. W województwie gdańskim powiaty przeznaczone pod osadnictwo ukraińskie mogły pomieścić około 600 rodzin, a osiedlono 1 690. Wszystkie gospodarstwa wymagały remontu[4]. W województwie wrocławskim umieszczono rodziny ukraińskie w zabudowaniach  zniszczonych w 50-70%[5]. We wszystkich mieszkaniach  rzeczą powszechną był brak okien, drzwi, futryn, pieców, podłóg i mebli. Dlatego też z czasem, gdy gospodarstw indywidualnych zaczęło brakować, coraz więcej rodzin umieszczano w majątkach parcelacyjnych i należących do PNZ. Trudną sytuację mieszkaniową władze starały się rozwiązać różnymi sposobami.  Umieszczano po 2-3, a nawet więcej rodziny w jednym gospodarstwie lub dosiedlano je do polskich osadników. Pod zasiedlenie wykorzystywano także domki robotnicze i budynki folwarczne, osiedlając tam po kilka rodzin, a nawet stajnie, stodoły i inne budynki. Zabudowania te również wymagały remontu[6].

Modyfikacja polityki władz wobec ludności ukraińskiej w Polsce w latach 1952-1955

Roman Drozd, Słupsk

Na początku lat pięćdziesiątych centralne czynniki decyzyjne w Polsce ponownie zainteresowały się problemem ukraińskim[1]. Powodem były zmiany zachodzące w polityce narodowościowej oraz ciągle utrzymujące się w łonie wysiedlonej ludności ukraińskiej poczucie tymczasowości, wyrażające się w dążeniu do powrotu w rodzinne strony. Namacalnym tego dowodem była wzrastająca liczba podań o powrót, a także nielegalne wyjazdy do dawnych siedzib. Powodem była tęsknota za rodzinną ziemią - ojczyzną, niechęć, a nawet wrogość, do nich polskiego otoczenia oraz złe warunki bytowe. Władze starały się zahamować tę tendencję środkami administracyjnymi. W tajnym piśmie z 19 czerwca 1951 r. dyrektora Biura Społeczno-Administracyjnego Zespołu II Prezydium Rady Ministrów Mieczysława Broniatowskiego do prezydiów wojewódzkich rad narodowych czytamy: "Stwierdzono liczne wypadki samowolnego opuszczania gospodarstw rolnych przez ludność przesiedloną na teren województwa w 1947 r. w ramach akcji "Wisła" przy czym prezydia gminnych i powiatowych rad narodowych przez wydanie tej ludności dowodów stwierdzających wymeldowanie na pobyt stały do miejsc poprzedniego zamieszkania, stwarzają pozory legalności niepożądanej i szkodliwej akcji, która staje się źródłem niepokoju i fermentu zarówno wśród ludności przesiedlonej, jak również wśród ludności zamieszkałej na terenach objętych akcją "W". Biuro Społeczno-Administracyjne przypomina, że według ustalonych zasad wysiedlonym w akcji "W" nie wolno wracać do poprzedniego miejsca zamieszkania i prosi o wydanie stosownych w tym względzie zarządzeń oraz dopilnowanie ścisłego ich przestrzegania"[2]. Jednak odgórne zakazy nie mogły zmusić ludność ukraińską do porzucenia myśli o powrocie w rodzinne strony. Bywało, że niektóre osoby ukarane za powrót i tak wyjeżdżały. Wielce wymowna jest tutaj postawa Stefana Michaluka z gromady Lechowo, który furmanką dojechał na poprzednie miejsce zamieszkana[3] oraz znanego malarza Nikifora Drowniaka (Nikifor Krynicki), który mimo trzykrotnego wysiedlenia na ziemie zachodnie zawsze powracał do Krynicy. Według danych partyjnych, do 1952 r. powrócić miało około 3 tys. osób[4]. Niestety władze nie chciały, przynajmniej oficjalnie, widzieć prawdziwych powodów zmuszających ludność ukraińską do powrotów. Zgodnie z ówczesnym zwyczajem wszystko zrzucono na barki "wrogiej roboty", w tym przypadku na nacjonalistów ukraińskich[5].

Pobyt grupy kurierskiej OUN w Polsce w 1949 r.

Bohdan Halczak

            Przeprowadzona w 1947 r. akcja „Wisła” zadała silny cios ukraińskiemu podziemiu nacjonalistycznemu, w rządzonej przez komunistów Polsce. Część żołnierzy UPA i członków siatki cywilnej Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) przeszła na terytorium radzieckiej Ukrainy, lub przedostała się do amerykańskiej strefy okupacyjnej w Niemczech. Wielu zginęło. W trakcie deportacji przeprowadzano masowe aresztowania ludzi podejrzewanych o związki z podziemiem. Pozostali na wolności działacze zostali rozproszeni na dużym obszarze i poddani ostremu nadzorowi ze strony władz. Pewna część członków podziemia była jednak zdecydowana kontynuować działalność.

            Kwestią kluczową dla ukraińskiego ruchu niepodległościowego w Polsce było podtrzymanie kontaktu z kierownictwem OUN w Monachium (Centralnyj Prowod zakordonnych czastyn OUN). W sytuacji, kiedy państwo polskie, podobnie jak inne kraje za „żelazną kurtyną” zostało całkowicie niemal odizolowane od reszty świata, podtrzymanie kontaktu było możliwe jedynie poprzez kurierów, którzy przedzierali się przez „zieloną granicę”, przybywali drogą morską (przez desant z łodzi podwodnych) oraz powietrzną (jako skoczkowie spadochronowi lub za pomocą balonów)[1]. Grupy kurierskie docierały również na radziecką Ukrainę, gdzie trwała, jeszcze w latach pięćdziesiątych wojna partyzancka.

            Przeciwdziałanie kontaktom Ukraińców z Zachodem było jednym z głównych celów Urzędu Bezpieczeństwa, a później Służby Bezpieczeństwa PRL. W tym celu stworzono, w środowisku mniejszości ukraińskiej rozbudowaną siatkę informatorów. Do współpracy zmuszano najczęściej, stosując brutalny szantaż. Uciekano się do prowokacji. Największą akcją tego typu, prowadzoną przez UB była operacja oznaczona kryptonimem „C-1”. W 1948 r. Urząd zwerbował do współpracy Leona Łapińskiego (pseudonimy „Zenon”, „Roman”, „Rwuczyj”, „Orłowśkij”), byłego szefa Służby Bezpieczeństwa OUN w powiatach Hrubieszów i Tomaszów Lubelski. Prowokator stworzył, ściśle kontrolowaną przez UB sieć konspiracyjną. Nawiązał kontakt z emigracyjnym kierownictwem OUN. Operację „C-1” prowadzono do 1954 r.[2].

            Jedną z pierwszych grup kurierskich, która przybyła z Niemiec do Polski po 1948 r. była bojówka, kierowana przez Mychajło Fedaka „Smyrnego”. O grupie tej wspominają niektóre opracowania, poświęcone dziejom ludności ukraińskiej w czasach PRL. Autorzy przekazują jednak sprzeczne informacje. Bogdan Huk, prawdopodobnie na podstawie relacji były członków podziemia sądzi, że grupa przybyła do Polski jesienią 1949 r., a w jej skład wchodzili, oprócz „Smyrnego”: Wasyl Zbrożyk „Zenko”, Iwan Smarż „Pimsta” oraz Mychajło Tytus „Bohdan”[3].

            Grzegorz Motyka, na podstawie materiałów zgromadzonych przez Urząd Bezpieczeństwa stwierdził, że: „Centrala OUN w Monachium, a konkretnie stojący na czele referatu spraw wojskowych i łączności Bogdan Pidhajny PS. „Askold”, wysłała do Polski drogą przez Czechosłowację trzech kurierów: „Bohdana” (Michał Tytus), „Pimstę” (Iwan Smarż) i „Smyrnego” (NN). Nawiązali oni (…) kontakt z „Zenonem” – „Romanem”. Kurierzy po dotarciu do Łapińskiego przekazali mu kod szyfrowy, atrament sympatyczny, wywoływacz oraz adresy mieszkań w Europie Zachodniej, na które miał on wysyłać swoją korespondencję do Centrali. (…) Wiosną 1950 r. „Pimsta”, któremu „Zenon” przydzielił do „pomocy” niedawno zwerbowanego agenta UB PS. „Sławko” (…), przeszedł na Ukrainę, aby nawiązać kontakt z tamtejszym kierownictwem OUN-UPA, zaś „Bohdan” i „Smyrny” wrócili do Niemiec”[4].

            Tomasz Balbus, opisując na podstawie danych Urzędu Bezpieczeństwa losy łączniczki UPA Marii Bajus, odnotował, iż: „…po zwolnieniu w maju 1948 r. z obozu w Jaworznie zamieszkała w Wichowie (pow. Kożuchów). Tam nawiązała kontakty z kurierami ośrodka monachijskiego. W 1951 r. wspólnie z Michałem Fedakiem „Smyrnym” zbiegła do Monachium, przekraczając granicę w okolicach Jeleniej Góry”[5].

            Według Igora Hałagidy grupa wyruszyła w nocy z 22 na 23 lipca 1949 r., a w jej skład wchodzili: Jan Smarż „Pimsta”, Grzegorz Kisielewski „Czaban”, Michał Tytus „Bohdan” i Michał Fedak „Smyrnyj”[6]. W wyniku odniesionej kontuzji „Czaban” zmuszony był powrócić do Niemiec. Pozostali kurierzy dotarli do Polski - zdaniem Hałagidy - w nocy z 22 na 23 lipca 1949 r. Uzyskali oni schronienie u Heleny Rotko, dawnej łączniczki „Smyrnego”. Przez dłuższy czas kurierzy poszukiwali bezskutecznie kontaktu z „Zenonem” i jego konspiracyjną siatką. Zdaniem Hałagidy „Smyrny” podjął w październiku 1949 r. decyzję o powrocie na Zachód. Dnia 22 października 1949 r. Fedak przekroczył granicę polsko-czechosłowacką. Towarzyszyło mu pięć osób. Grupa dotarła do Bawarii 7 listopada 1949 r. „Bohdan” i „Pimsta” pozostali w kraju[7]. Zdaniem Hałagidy komunistyczna „bezpieka” dobrze orientowała się w składzie grupy, jak i w prowadzonych przez nią działaniach. Informacje uzyskał Urząd Bezpieczeństwa za pośrednictwem swojej agentki Marii Ciok „Myrosławy”, z którą kontaktował się „Smyrny”. Z grupą współpracowała również inna agentka UB Maria Szkripan (pseudonim „Sonia” lub „Zonia”). Hałagida nie wspomina w jakim zakresie Szkripan informowała „bezpiekę” o działaniach grupy kurierskiej. Ostatecznie zdecydowała się ona na ucieczkę na Zachód, „nie informując o tym UB”[8].

Jak zatem widać, w opracowaniach historycznych istnieją duże sprzeczności na temat losów misji. W jednym z opracowań stwierdzono, że „Smyrny” opuścił Polskę w 1949 r., a w innych, że w 1950 r., lub nawet w 1951. Różnie opisywany jest również skład grupy kurierskiej.

            Losy misji „Smyrnego” można prześledzić na podstawie sprawozdania, spisanego przez niego, po powrocie z Polski[9]. Dokument ten, opatrzony tytułem „Napriamni w marszi” składa się z dwóch części. Pierwsza, sygnowana datą 24.I.1950 ukazuje przeprawę przez Czechy do Polski, a druga, opatrzona datą 24.7.1951 opisuje pobyt w komunistycznej Polsce. Sprawozdanie ma charakter raportu, skierowanego dla osób ściśle wtajemniczonych w pracę konspiracyjną, prawdopodobnie do wiadomości centrali OUN w Monachium. U autora widoczna jest jednak duża ostrożność. Kamuflował zarówno termin misji, miejsca w których przebywał oraz ludzi, z którymi się kontaktował. Pisząc np. o mieście Kożuchów, posługiwał się skrótem „Kom.”. Ostrożność oraz silne poczucie odpowiedzialności za ludzi, z którymi współpracował były – zdaniem jego siostry – cechami charakteru Mychajło Fedaka[10].

            Trudno ustalić ramy chronologiczne misji „Smyrnego”. Z pewnością jednak, już w styczniu 1950 r. przebywał na emigracji. Z tekstu sprawozdania wynika, że wyruszył z Niemiec latem, a powrócił późną jesienią, jeszcze przed pierwszym śniegiem, który był najniebezpieczniejszym przeciwnikiem kurierów. Pozostawione na białym puchu ślady zdradzały kierunek poruszania.

            W skład grupy wchodzili, oprócz „Smyrnego” także „Pimsta” i „Bohdan”. O „Czabanie” Fedak nie wspomina. Dowódcą był „Smyrny”. Wszyscy mieli bogate doświadczenie z działalności konspiracyjnej. Mychajło Fedak, w latach 1945-47 dowodził oddziałem partyzanckim UPA na zachodniej Łemkowszczyźnie. Po akcji „Wisła”, w 1947 r. przeszedł, ze swoim oddziałem na Słowację. Ukrywał się w okolicach miejscowości Švidnik do czerwca 1948 r. Następnie, wraz ze swoimi ludźmi dotarł, przez Czechy i Austrię do Niemiec. Iwan Smarż „Pimsta” także działał w latach 1945-47 na zachodniej Łemkowszczyźnie. W 1947 r. przedostał się do Niemiec[11]. Mychajło Tytus „Bohdan” był funkcjonariuszem Służby Bezpieczeństwa OUN, podwładnym „Zenona”. Do Niemiec dotarł w 1948 r.[12].

            Celem misji było nawiązanie kontaktu z „Zenonem” i przekazanie jego organizacji literatury, instrukcji oraz broni. Jak można wywnioskować ze sprawozdania „Smyrnego” kurierzy nie wiedzieli gdzie przebywa „Zenon”. Mieli go odszukać, wykorzystując prywatne kontakty w środowisku ukraińskim.

Grupa przekroczyła granicę niemiecko-czechosłowacką nocą, podczas burzy. Pieszy marsz przez terytorium Czechosłowacji zajął kurierom kilka dni. Szli głównie nocami, odpoczywając w dzień. Po przekroczeniu granicy polsko-czechosłowackiej grupa podzieliła się. „Smyrny” z „Bohdanem” pozostali ukryci w lesie, a „Pimsta” udał się pociągiem do swojej krewnej („ciotki”), znanej także dowódcy grupy, która była w przeszłości aktywną działaczką podziemia. Sądził, że nie odmówi ona pomocy przybyszom z Zachodu. „Smyrny” nie umieścił w sprawozdaniu żadnych bliższych informacji, dotyczących krewnej „Pimsty”. Na podstawie późniejszych ustaleń Urzędu Bezpieczeństwa można stwierdzić, że była nią Helena Rotko, zamieszkała wówczas we wsi Przyborze, powiat Kożuchów, w województwie zielonogórskim[13].

Helena Rotko była spokrewniona z „Zonią”, zaufaną łączniczką „Smyrnego”, z czasów partyzanckich. Z jej korespondencji, która docierała do znajomych na Zachodzie Fedak wiedział, że przebywa na wolności. „Pimsta” miał również za zadanie odszukać „Zonię”, przy pomocy swojej krewnej[14]. Pseudonimem „Zonia”, Fedak nazywał Marię Szkirpan. W latach 1945-1947 pełniła ona funkcję łączniczki i sanitariuszki. „Smyrny” nie wiedział wówczas jeszcze, że w 1948 r. Szkirpan podjęła współpracę agenturalną z Urzędem Bezpieczeństwa[15].

Przed wyjazdem „Pimsta” dokładnie umył się, ogolił i przebrał w czyste ubranie. Został wyposażony w polski dowód osobisty. „Smyrny” posiadał pewną ilość blankietów, do których mógł wpisać dowolne dane. Uzgodniono punkty kontaktowe. Jego nieobecność trwała tydzień. Pozostałym kurierom zaczęło brakować żywności. „Zorganizowali”, więc 50 –kilogramową świnkę, którą przenieśli na plecach 15 kilometrów i uwędzili w lesie. Po powrocie „Pimsta” zdał dokładne sprawozdanie z wyprawy. Helena Rotko, zgodnie z przewidywaniami zgodziła się przyjąć pod swój dach, na pewien czas grupę kurierską. Wysłała także telegram do łączniczki, z prośbą aby natychmiast przyjechała do niej. „Pimsta” dowiedział się również, iż dowód osobisty nie wystarczy, aby swobodnie poruszać się po rządzonej przez komunistów Polsce. Każdy mężczyzna powinien dysponować książeczką wojskową oraz kartą zameldowania. Kurierzy nie posiadali jednak blankietów tych dokumentów.

Następnego dnia grupa wyruszyła do pobliskiego miasteczka, na stację kolejową. Po drodze „Bohdana” zatrzymał jakiś milicjant do kontroli. Uwagę stróża prawa zwrócił duży plecak, dźwigany przez kuriera. Kiedy milicjant przekonał się, że w środku jest wędzona słonina chciał kupić towar. „Bohdan” nie mógł jednak dokonać transakcji, ponieważ pod słoniną znajdowały się granaty i amunicja. Przekonał, więc milicjanta, że ten towar jest już sprzedany, ale przyniesie nowy, za godzinę. Naiwność prawdopodobnie ocaliła milicjantowi życie.

Do domu Heleny Rotko kurierzy dotarli pod osłoną nocy. Gospodyni przygotowała dla nich kryjówkę na poddaszu. „Smyrny” dowiedział się, że łączniczka czeka na niego w pokoju. Ze zdziwieniem dostrzegł jednak, zamiast „Zoni” inną łączniczkę „Myrosławę”. Okazało się, że zaszła pomyłka. Gospodyni źle zrozumiała prośbę „Smyrnego”, przekazaną przez „Pimstę”. Maria Ciok „Myrosława” była również jej krewną. Fedak nie miał jednak zaufania do tej łączniczki. Wiedział, że była aresztowana. Fakt, iż znajduje się na wolności świadczył, że podjęła współpracę agenturalną z UB. Podejrzenia były uzasadnione. Maria Ciok, aresztowana w 1948 r. została pozyskana do współpracy przez „bezpiekę”[16]. Przesłuchana przez Fedaka „Myrosława” wyznała, że zgodziła się na współpracę z UB, w zamian za zwolnienie z więzienia. Nie przywiązywała jednak większego znaczenia do tego faktu.

„Smyrny” naradził się z innymi członkami grupy. Powstał problem. Czy należy „zlikwidować” łączniczkę? Kurierzy doszli do wniosku, że dziewczynie można dać szansę na rehabilitację, ale należy zachować, w stosunku do niej daleko posuniętą ostrożność. Fedak odbył dłuższą rozmowę z „Myrosławą”. Starał się uświadomić jej, że podjęcie współpracy z wrogiem nie może być usprawiedliwione, z moralnego punktu widzenia, nawet w tak trudnej sytuacji, w jakiej się znalazła. Następnie obiecał łączniczce, że po wykonaniu zadania zabierze ją na Zachód. Ponieważ wiedział, że „Myrosława” podkochiwała się w nim skrycie zasugerował również dziewczynie, że poślubi ją. Obietnicy tej nie zamierzał zresztą dotrzymywać. Reakcja łączniczki była nieoczekiwana. Dostała ataku histerii. Błagała kurierów, aby natychmiast uciekali z powrotem. Uspokojono ją z trudem.

Łączniczka otrzymała do wykonania zadanie, które miało jednak na celu, przede wszystkim odwrócenie jej uwagi od właściwego celu misji. Adres Heleny Rotko uznano za „spalony”. Powstała konieczność znalezienia innej kwatery. Członkowie grupy odwiedzili, zamieszkałych w pobliżu krewnych i znajomych. Witano ich entuzjastycznie, ale pomocy odmawiano. Dopiero po dłuższym czasie znaleziono inną kwaterę. Nadal jednak wykorzystywano dom Heleny Rotko jako punkt kontaktowy[17]. „Smyrny” nawiązał kontakt z „Zonią”, a także swoją narzeczoną Marią Bajus „Marijką”.

„Bohdan” wyjechał na Mazury, ponieważ znał ten teren. O swoich działaniach informował „Smyrnego” i „Pimstę” poprzez zaszyfrowane listy, wysyłane pocztą. „Bohdan” nawiązał na Mazurach kontakt ze znajomymi, z czasów partyzanckich: „Zenkiem”[18] i „Lisowym”[19]. Nie trafił jednak na ślad „Zenona”. Także pozostali w województwie zielonogórskim uczestnicy grupy poszukiwali, bez rezultatu kontaktu z ukraińską konspiracją. Rozmawiali ze stosunkowo dużą liczbą ludzi, co narażało ich na dekonspirację[20]. Kontaktowali się m.in. z Andrzejem B., dawnym żołnierzem UPA, zamieszkałym w okolicach Lubina. Był on „wykorzystywany operacyjnie” przez Urząd Bezpieczeństwa, który został poinformowany o tej wizycie[21].

Tymczasem położenie grupy kurierskiej pogarszało się. Nadal nie dysponowali dokumentami, koniecznymi do swobodnego poruszania się po Polsce. Udało się wprawdzie podrobić pewną ilość kart zameldowania, ale nadal nie posiadali książeczek wojskowych. Kończyły się także pieniądze. Dwieście dolarów, które kurierzy przywieźli z Zachodu okazało się sumą niewystarczającą. „Bohdan”, pozbawiony środków do życia dokonał, wraz z „Zenkiem” i „Lisowym” „akcji”, czyli napadu rabunkowego i zdobył pewną sumę pieniędzy. Uczynił to, wbrew zakazowi dowódcy grupy, który obawiał się, ze śledztwo naprowadzi organa bezpieczeństwa na ślad kurierów.

„Smyrny” informował centralę w Monachium o sytuacji grupy, poprzez listy, pisane „atramentem sympatycznym”, lub zaszyfrowane. Prosił o dostarczenie pieniędzy oraz dokumentów. Nie otrzymywał jednak żadnej odpowiedzi. Zbliżała się zima, która uniemożliwiała ruch kurierski. W tej sytuacji Fedak wezwał wszystkich członków grupy na naradę. „Bohdan” przyjechał z Mazur w towarzystwie „Zenka” i „Lisowego” oraz dziewczyny o imieniu Oksana[22]. Obecność dziewczyny wywołała niezadowolenie „Smyrnego” ponieważ „Bohdan” wcześniej o niej nie informował.

Po naradzie kurierzy doszli do wniosku, że „Smyrny” powinien udać się niezwłocznie na Zachód, aby poinformować osobiście centralę o sytuacji w Polsce. Dalsze kierownictwo misji Fedak powierzył „Pimście”. Zadecydował, że zabierze ze sobą na Zachód „Zenka”, „Lisowego”, Oksanę i „Zonię”. „Smyrny” zarządził zbiórkę w chacie Heleny Rotko. Tam przekazał zebranym swoją decyzję, która została przyjęta pozytywnie. „Zonia” prosiła jednak Fedaka o rozmowę na osobności. Odmówił, tłumacząc się brakiem czasu. Korzystając z ciemności nocnych grupa wymknęła się z chaty i przeszła bezdrożami około 10 kilometrów, do miejscowości, w której znajdowała się główna kwatera kurierów. „Smyrny” odnotował, że ulokował swoich ludzi w dwóch domach. Kolejny dzień poświęcono na przygotowania do wyprawy. W nocy dowódca grupy udał się do domu Marii Bajus. Po rozmowie z narzeczonym i swoją matką podjęła ona także decyzję o ucieczce na Zachód. Następnego dnia, w samo południe grupa odjechała pociągiem, ze stacji w Kożuchowie do Jeleniej Góry. Dalszą część trasy przebyto pieszo.

Po przybyciu do Niemiec „Zonia” wyjawiła „Smyrnemu” fakty, o których wcześniej nie wiedział. Podobnie jak „Myrosława” była aresztowana i zdecydowała się na współpracę z UB, aby odzyskać wolność. Po zwolnieniu z więzienia, obie łączniczki znajdowały się ścisłym nadzorem Urzędu. Kontrolowano ich korespondencję. Telegram do „Myrosławy”, wzywający do pilnego przyjazdu do krewnej zwrócił uwagę „bezpieki”. Funkcjonariusze czekali w mieszkaniu „Myrosławy” na jej powrót. Teraz dopiero „Smyrny” zrozumiał zachowanie „Myrosławy”, podczas pierwszego spotkania, jej atak histerii i błagania, aby natychmiast opuścił Polskę[23]. Mychajło Fedak nie wiedział jednak, iż funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa, kiedy dowiedzieli się o jego odejściu powiadomili o tym czechosłowacką „bezpiekę” StB, która nie zdołała jednak schwytać uciekinierów[24].

Dalsze losy uczestników misji potoczyły się różnie. „Smyrny” wyjechał do Kanady, gdzie pracował w charakterze nauczyciela i działał w organizacjach emigracyjnych. „Pimsta”, „Bohdan” i „Zenko” nadal pełnili funkcję kurierów. Jan Smarż zginął w 1950 r. na Ukrainie, gdzie został zrzucony w grupie spadochronowej[25]. Michał Tytus i Wasyl Zbrożek uniknęli aresztowania. „Bohdan” przekradał się nielegalnie do Polski jeszcze w latach sześćdziesiątych[26]. Helena Rotko usiłowała w 1950 r. zbiec na Zachód, wspólnie z narzeczonym Michałem Feszem „Rohaczem”, który przybył z Niemiec do Polski specjalnie po nią. W trakcie przekraczania granicy została jednak raniona i aresztowana. Michał Fesz zdołał zbiec[27]. Helena Rotko została w 1952 r., wyrokiem sądu w Zielonej Górze skazana na 10 lat więzienia[28]. Maria Ciok „Myrosława” była jeszcze przez lata wykorzystywana przez UB i SB. Uczestniczyła w działaniach przeciwko polskiemu podziemiu niepodległościowemu. Działała na radzieckiej Ukrainie. W 1960 r. wyjechała do Kanady, z zadaniem rozpracowania miejscowych środowisk emigracji ukraińskiej. Zerwała jednak wszelkie związki z komunistycznymi służbami. Zmieniła nazwisko i wyszła za mąż. Zmarła w 1992 r.[29].

Misja „Smyrnego” była cząstką epopei kurierskiej, która trwała niemal do końca rządów komunistycznych w Europie Wschodniej. Emisariusze podtrzymywali kontakt między emigracją i ośrodkami ukraińskiej opozycji. Tego typu działalność, chociaż sprzeczna z obowiązującym wówczas prawem była koniecznością, w realiach systemu totalitarnego. Uprawiały ją także polskie środowiska opozycyjne wobec władzy komunistycznej. Akcja kurierska przyniosła, niestety wiele ofiar. Tylko w wyniku wspomnianej operacji „C-1” polskie organa bezpieczeństwa aresztowały około 100 osób, w tym 16 kurierów, a 13 osób zastrzelono[30].

Z współczesnej perspektywy nasuwa się pytanie czy ofiary te były nieuniknione. Czy tylu wartościowych ludzi musiało wpaść w ręce „bezpieki”? Środki ostrożności, podjęte przez ośrodki kurierskie okazały się niewystarczające. Gdyby centrala w Monachium właściwie zinterpretowała wnioski, nasuwające się po lekturze sprawozdania „Smyrnego” liczba ofiar mogłaby być mniejsza. W stosunku do ludzi przebywających na stałe w komunistycznym systemie należało zachować najdalej posuniętą ostrożność. Nawet fakt, iż działacz „sprawdził się” w okresie walk partyzanckich nie dawał gwarancji bezpieczeństwa. Komunistyczne organa bezpieczeństwa, dysponujące nieograniczonymi możliwościami represji mogły zmusić do współpracy niemal każdego.

Dzieje akcji kurierskiej to jednak przede wszystkim historia ogromnego poświęcenia i bohaterstwa emisariuszy. Przebywając na emigracji, w wolnym świecie i posiadając możliwość spokojnego życia przedzierali się przez „żelazną kurtynę”, aby pomóc swoim rodakom, żyjącym w nieludzkim systemie. Ich działalność podtrzymywała u wielu ludzi ducha oporu, nawet wówczas, jeśli kończyła się „wsypą”.

 

[1] G. Motyka, Zamiast wstępu: Od operacji „C-1” do akcji „Bumerang” (w:) Służby Bezpieczeństwa Polski i Czechosłowacji wobec Ukraińców (1945-1989). Z warsztatów badawczych, Warszawa 2005, s. 13.

[2] Op. cit. s. 12-13 ; G. Motyka, Tak było w Bieszczadach. Walki polsko-ukraińskie 1943-1948, Warszawa 1999, s. 468-469.

[3] Zakerzonia. Wspomnienia żołnierzy Ukraińskiej Powstańczej Armii. Zebrał i opracował Bogdan Huk, Warszawa 1994, s. 91 i 152.

[4] G. Motyka, Tak było w Bieszczadach…, s. 470.

[5] T. Balbus, „Okno na świat”. Formy antykomunistycznej działalności Ukraińców w Polsce południowo-zachodniej na tle kontrakcji Urzędu Bezpieczeństwa (1945-1954) (w:) Służby Bezpieczeństwa Polski i Czechosłowacji wobec Ukraińców…, s. 103.

[6] I. Hałagida, Prowokacja „Zenona”. Geneza, przebieg i skutki operacji MBP o kryptonimie „C-1” przeciwko banderowskiej frakcji OUN i wywiadowi brytyjskiemu (1950-1954), Warszawa 2005, s. 98-100.

[7] I. Hałagida, Prowokacja „Zenona”…, s. 100.

[8] Op. cit. s. 100.

[9] Dokument został mi udostępniony przez panią Aleksandrę Cesarską, siostrę Mychajło Fedaka, zamieszkałą w USA.

[10] Wywiad z Anastazją Cesarską, zbiory prywatne autora.

[11] T. Balbus, „Okno na świat”…, s. 96 ; B. Huk, Zakerzonia…, s. 152.

[12] B. Huk, Zakerzonia… , s. 77.

[13] T. Balbus, „Okno na świat”…, s. 96.

[14] M. Fedak, Napriamni w marszi, maszynopis, archiwum Anastazji Cesarskiej.

[15] I. Hałagida, Prowokacja „Zenona”…, s. 99.

[16] I. Hałagida, Prowokacja „Zenona”…, s. 78.

[17] M. Fedak, Napriamni w marszi….

[18] Wasyl Zbrożek – żołnierz UPA z powiatu hrubieszowskiego.

[19] Michał Snihur – działacz OUN w powiecie Rawa Ruska.

[20] M. Fedak, Napriamni w marszi…

[21] T. Balbus, „Okno na świat”…, s. 99.

[22] Oksana Snihur – siostra „Lisowego”.

[23] M. Fedak, Napriamni w marszi…

[24] I. Hałagida, Prowokacja „Zenona”…, s. 100.

[25]T. Balbus, „Okno na świat”…, s. 96.

[26] T. Balbus, „Okno na świat”…, s. 96-97 ; B. Huk, Zakerzonia…, s. 91.

[27]T. Balbus, „Okno na świat”…, s. 104-105.

[28] I. Hałagida, Prowokacja „Zenona”…, s. 119.

[29] Op. cit. s. 271.

[30] T. Balbus, „Okno na świat”…, s. 101.

Kontakt

logo UTH beztlo60Ukraińskie Towarzystwo Historyczne w Polsce

ul. Kościeliska 7
03-614 Warszarwa